Niall kupuje bilety i wchodzimy na teren wesołego miasteczka. Jest tu wszystko od zwykłej wspinaczki górskiej po wielki rollercoaster. Nie ma tłumu, jak to bywa zawsze, ponieważ jest prawie środek tygodnia, do tego południe. Dzieci są w szkole a dorośli w pracy, jednak są wyjątki.
- To gdzie chcesz iść najpierw? - Pyta, chowając nasze bilety do kieszeni.
- Tam. - Wskazuję na wielki diabelski młyn.
- OK.- Uśmiecha się i prowadzi mnie w stronę kolejki. Mam wrażenie, że zebrali się tu wszyscy.
Chwilę czekamy na swoją kolej i wsiadamy z jakąś parą do "wagonika". Lekko się uśmiecham do dziewczyny, która siedzi przede mną i słyszę szept Niall'a:
- Miałem malutką nadzieję, że będziemy sami. - Patrzę na niego i się śmieję. - No co? - Mam ochotę mu powiedzieć "a co? chciałeś mnie przelecieć?" ale hamuję się. Będę miła. Skąd u mnie w ogóle wziął się taki tekst?
- Nic. - Wzruszam ramionami i czuję jak jego dłoń łapie moją. Chce ją zabrać, ale on mocniej ją łapie. Przewracam oczami i czuję jak koło rusza.
Obracam głowę i widzę, że wcale nie jesteśmy daleko od Londynu. Ale chyba Niall nie chciał, żebym sprawdzała jak daleko jesteśmy, tylko żebym miło z nim spędzała czas.
Uśmiecham się sama do siebie i czuję jak chłopak jeździ swoim kciukiem po mojej dłoni. Kiedy ukradkiem oka widzę, jak para siedząca na przeciw się całuje, czuję się dziwnie.
- Ja to bym robił delikatniej. - Mówi mój towarzysz tak, że tylko ja słyszę. Patrzę na parę. Rzeczywiście, wygląda to ohydnie, bo on chyba jej cały język wpycha do buzi.
Robię obrzydzoną minę na co Niall wybucha śmiechem. Para odskakuje od siebie jak by się poparzyli. Mój kolega chce to skomentować, ale w porę zatykam mu buzię.
- Cicho. - Zdejmuję dłoń z jego twarzy i w tym samym momencie zatrzymujemy się. Jesteśmy już na dole.
Szybko to zleciało, nawet nie zdążyłam się nacieszyć jak pięcioletnie dziecko.
Wychodzimy i schodzimy z podestu. Chcę już iść alejką zobaczyć jakie są następne atrakcje, ale chłopak mnie zatrzymuje.
- Mogę cię przeprosić na chwilę? - Pyta a na jego twarzy widzę zażenowanie.
- Pewnie. - Siadam na krawężniku i patrzę jak odchodzi na pewną odległość. Przez chwilę zastanawiam się co robi, ale kiedy wyciąga zapalniczkę i papierosa wiem już wszystko. Z jednej strony dobrze, że odszedł, bo nie znoszę jak ktoś pali przy mnie, ale z drugiej strony jakby przy mnie to wyciągnął to bym mu powiedziała, żeby w ogóle nie palił. Tak umarła moja ciocia, z którą byłam bardzo blisko. Chodziłyśmy razem na zakupy, lody, pomagała mi w pracach domowych, gdy matki nie było w domu. Uśmiecham się sama do siebie. Kiedy tak zatapiam się w swoim świecie, wspominając jak to spędzałam z nią wolny czas czuję dłoń na swoim ramieniu.
- Idziemy? - Unoszę głowę do góry i widzę Niall'a.
- Tak. - Wstaję i chowam ręce do kieszeni. Nie robię tego specjalnie, żeby zrobić mu na złość, po prostu daję je tam. - Wiesz, że z tym można skończyć? - Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła tematu.
- Z czym, z fajkami? - Kiwam głową, kiedy podchodzimy do stanowiska z watą cukrową. - Chciałem rzucić, ale nigdy nie miałem motywacji. - Mówi i pokazuje do sprzedawcy, że chcemy dwie.
- To ją znajdź. - Nic więcej nie mówię, tylko biorę od mężczyzny watę. Chłopak też. Siadamy na krawężniku, bo nie ma miejsca przy stolikach.
- Może się kiedyś znajdzie. - Nie odpowiadam mu tylko delektuję się słodką watą. Próbuję sobie przypomnieć kiedy ja ją ostatnio jadłam, albo gdzieś wyszłam dalej niż do pracy lub do Jes. Nagle przypomina mi się, że miał mi trochę o sobie poopowiadać.
Mam zapłon. Całuje się z nim a nic tak naprawdę o nim nie wiem.
- Niall? Miałeś mi powiedzieć coś o sobie, jesteś mi to dłużny. - Biorę kawałek waty do buzi i czekam na to, co powie.
- Hmm.. - Wzdycha. - Aktualnie nie studiuję, mam zespół z 4 przyjaciół, zapoznam cię z nimi.- Uśmiecha się. - Gramy w klubie Bungolow 6. - Czy ojciec Patric'a nie jest właścicielem tego klubu? - Byłaś tam?
- Nie. - Mimo, że Patric'a ojciec jest właścicielem nigdy tam nie chodziliśmy. Mój przyjaciel nigdy nie chciał zobaczyć swojego ojca nawet przez przypadek.
- Nie wiesz ile tracisz. - Lekko trąca mnie ramieniem. - Mam starszego brata Greg'a. Nie widziałaś go u mnie w domu, bo mieszka ze swoją żoną. A reszty pewnie dowiesz się w swoim czasie. - To ostatnie zdanie trochę mnie zaniepokoiło. Niall wstaje i wyciąga rękę ku mnie, żebym też wstała. Tak robię, idziemy w stronę rollercoaster'a.
- Musimy tam iść? - Zatrzymuję się w połowie drogi. - A jak stamtąd wypadnę? - Zaczynam panikować.
- Przecież pięciolatki chcą wszystkiego spróbować. - Staje za mną i lekko popycha mnie do kolejki, która składa się z góra 10 osób. Mam lekkiego stracha, bo to już na filmach wygląda okropnie, ale stoję grzecznie. Wchodzimy na platformę i wszyscy siadamy. Mężczyzna, który to obsługuje zapina nam pasy i ruszamy. Nie pamiętam nic z tej "przejażdżki" oprócz tego, że strasznie krzyczałam. Ledwo schodzę z siedzenia a już ląduję na trawie, bo tak mi się kręci w głowie. Zaczynam się śmiać sama z siebie, tak że az zaczyna bolec mnie brzuch. Nad swoją głową widzę też roześmianą buzię Niall'a.
- Wstawaj Mała. - Podaje mi rękę i wstaję. - Idziemy stąd coś zjeść, OK? - Kiwam z entuzjazmem głową, bo jestem głodna. Dzisiaj nic nie jadłam, nie licząc waty. Przy samochodzie widzimy, parę z młynu. Zaczynamy się śmiać i szybko siadamy do samochodu.
- To nie było miłe. - Mówię, kiedy zapinam pasy. - Odpowiadam mi tylko cichy łaskot silnika.
- Gdzie jedziemy? - Pytam, kiedy widzę coraz więcej zabudowań.
- Do mnie. - Robię zdziwioną minę, przecież mieliśmy coś zjeść.
- Gotujesz? - Kiwa głową. Nie odzywam się, ale bez pozwolenia włączam radio. Leci aktualnie moja ulubiona piosenka . Zaczynam śpiewać nie zważając na to, że chłopak śmieje się ze mnie. Rzeczywiście zachowuję się dzisiaj jak dzieciak. Oj Delilah - śmieję się sama z siebie w duchu. Szybko dojeżdżamy do apartamentowca Niall'a. Chłopak wjeżdża do wielkiego garażu, gdzie jest pełno samochodów. Nie dziwi mnie widok drogich samochodów. Sama mam BMW X6, ale często go nie używam. Kiedy mogę wolę się przejść. Wychodzę z pojazdu i staję koło Niall'a.
- Co mi ugotujesz? - Mówię, trochę się drocząc.
- Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę. - Wciska guzik i drzwi do windy otwierają się.
- Bardzo. - Uśmiecham się na myśl o jedzeniu. Boże, co się ze mną dzieje? Stojąc w windzie słyszymy tylko strasznie drażniącą muzyczkę. Cieszę się, gdy drzwi się otwierają, za którymi widzę ochroniarza z piętra.
- Dzień dobry państwu. - Mówi na co posyłamy mu uśmiech i znikamy za drzwiami jego apartamentu. Rozbieramy się i bez słowa porozumienia kierujemy się do kuchni. Siadam na krześle i patrze co robi Niall.
Nie powiem, wygląda super biegając po kuchni. W życiu nie spodziewałabym się, że on będzie robił mi obiad.
- Niall, czemu mnie dzisiaj zaprosiłeś? - Pytam, kiedy ten szuka coś w szafce i uderza głową o nią. Musiało boleć. Ledwo powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem. Chłopak staje przede mną.
- Bo mam dzisiaj urodziny i chciałem miło spędzić ten dzień. - Mówi a ja prawie spadam z krzesła.
_____________
Dziękuję bardzo za życzenia :)
Wam już życzę Szczęśliwego Nowego Roku :)
Proszę o komentarze, bo szczerze mówiąc jak się je widzi to aż gęba się cieszy xd
daaaje okejke! :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny? :p
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPisze się, będzie jutro :)
Usuń